Historia kilku zwierzątek IV – rodzeństwa c.d.
– „Hej!!! Jak się macie?! Ja chyba nieźle, chociaż tak jakoś nie czuję kończyn, czy coś…
A, prawda! Przecież jeszcze nie jestem skończony! Ha! Ha! Właśnie wymyśliłem dowcip:
>> – Coś kiepsko wyglądasz, rozkłada Cię coś?
– Nie, jeszcze się nie złożyłem <<
Ha! Ha! Ha!
O, już jestem w komplecie. Patrzcie jaki ze mnie elegancik, nawet szaliczek dostałem.
Patrzcie na mnie wszyscy, z różnych stron się teraz będę prezentował…”
– „Hej, bracie! Ale z ciebie szelma… Z zazdrości aż kolorowych plam na ciele dostałem. A ten zawadiacki uśmieszek to nasz rodzinny znak rozpoznawczy. Ciekawe czy swojej nowej właścicielce, Natalce będziesz robił kawały? Ja mam trafić w ręce małego chłopca, więc albo będę musiał być nieskazitelnym wzorem… albo będziemy roznosić przedszkole!!!”
♥♥♥
Wśród moich szydełkowańców znalazło się kilka okazów sów. Sowa to w ostatnich czasach bardzo popularny motyw wzorniczy. Ale u mnie pierwsza pojawiła się z innego powodu niż moda. Moja koleżanka (tzw. „sąsiadka od kota” – wtajemniczeni wiedzą o co chodzi…) wraz ze wspólniczką otworzyła na początku marca (2014) Przychodnię Weterynaryjną „Sowa” w Solcu Kujawskim. Zostałam zaproszona na uroczyste otwarcie i właśnie na tę okazję przygotowałam suwenir recepcyjny (z założenia miała owa sowa siedzieć na recepcji). Na jednej sowie się nie skończyło – o tym za chwilę. Oto kilka zdjęć sowy recepcyjnej:
Powyższa sowa powstała metodą prób (i błędów), inspirowana fotkami cudzych prac, trochę podpatrzona, trochę wymyślona – ogólnie raczej unikat.
♥♥♥
Kolejną sowę postanowiłam zrobić w prezencie dla mężczyzny, który je bardzo lubi i ponoć zbiera. Sowa moherowa wraz ze swoją małą przyjaciółką podbiły serca nowej rodziny:
– „Witam wszystkich serdecznie. Jestem moherowa sowa. Tak się prezentuję z przodu i z tyłu:
A teraz króciutka scenka z moim udziałem: ”
Sowę i myszkę zrobiłam na podstawie zakupionego tu: https://www.etsy.com/shop/Nowacrochet schematu.
♥♥♥
Ostatnia (jak na razie) z sów była prezentem dla wnuczki (…nie mojej). Jak się okazało przypadła małej do gustu i jest zabawką, którą dziewczynka zabiera do łóżeczka:
– „Chwileczkę, gdzie jest kamera? W którą stronę mam patrzeć?
A, tutaj! Zaraz… co ja taka przylizana… Muszę poprawić fryzurę…
O, teraz jest dobrze!”
♥♥♥
Czas przedstawić Wam pewną rodzinę… Smoczą rodzinę…
„Uszanowanie składam czytającym ten tekst i przedstawić się pragnę. Zieloniastym smokiem jestem.
Oto matka moja…
i ojciec…
Jeśli wierzyć legendom, podaniom i historyi a także głębokiej psychoanalizie potomkami dwóch zacnych gatunków smoczych jesteśmy. Ano geny strasznego Zielonego Smoka z Fallathanu oraz Szmaragdowego Smoka ze świata Dungreons & Dragons łączą się w nas ale z biegiem lat i poprzez anihilację różnych światów fantazy nasze charaktery dużemu złagodzeniu uległy. Swym znakomitym przodkom barwę zawdzięczamy, pozostałe cechy dość znacznie od pierwowzorów różnią się. Dzięki Szmaragdowym genom dociekliwość jeśli chodzi o tradycje, kulturę i historie regionu w którym mieszkamy i cywilizowanych ras osiadłych w pobliżu odziedziczyliśmy. Z tego powodu zamieszkujemy zawsze regiony zaludnione. Nasi przodkowie jednak gniazda w bezpiecznej odległości od innych ras zakładali, obserwację od uczestnictwa preferując i podejrzliwym będąc (źródło: http://sfery.wikia.com/wiki/Smok_szmaragdowy ). My lubimy zgiełk ludzi a zwłaszcza dzieci i w centrum jego chcemy być. Zielone Smoki z Fallathanu wyjątkowo drapieżne, agresywne i przebiegłe są. To zupełnie inaczej niż my. Zieloniaste łagodne, cierpliwe i empatyczne są. Zielone podobnie jak my razem młode wychowują ale kiedy młode wkroczą w okres dojrzałości, brutalnie przepędzane z terytorium rodziców są – razem z młodszym rodzicem (po więcej na temat Zielonych Smoków można udać się tu: http://wiki.kf2.pl/index.php/Zielony_Smok ). U nas nieco inaczej wygląda to… Kiedy mały smok umie sam skrzydłami ruszać, nosem dotknąć brzucha i przytulić się do ludzkiego dziecka – rodzice porzucają je i w różne strony świata rozchodzą się aby nowych przygód doznać. Młode – czyli ja – odtąd samowystarczalne jest. Tak też z nami było. Kochającą się i czułą rodziną byliśmy, lubiącą wygłupy i zabawy wspólne…
Lecz kiedy pierwszy raz dotknąłem nosem do brzuszka ojciec powiedział „Czas na nowe gniazdo, synu. Pakować zapasowe łuski czas i w drogę ruszać mi…” i poleciał… (Wiem, że osiadł w tym samym mieście ale kontaktów utrzymywać nie będziemy – to takie nie-smocze). Matka z uroczym uśmiechem kondycję moich skrzydeł sprawdziła i dziecko do przytulenia przywlekła. „Wszystko w doskonałym porządku, syneczku. Teraz na mnie czas. Prawym smokiem bądź i dobrym”.
Do Kanady odleciała (tej za granicą). Ja w moim pierwszym gnieździe na razie pozostałem chociaż marzę o nowym domu… Może ktoś nabierze ochoty i do siebie weźmie mnie. Nadzieję mam, że straszne historyje o smokach w polubieniu Zieloniastych nie przeszkodzą.”
Mam nadzieję, że opis mojego smoczego znajomego Was zbytnio nie znużył. Wytrwałym dziękuję i życzę miłego dnia (albo wieczoru).
Jeszcze nikt nie skomentował...